- EN
- x
Historia pierwowzoru iPoda pokazuje, że zbyt wczesne opatentowanie wynalazku może pozbawić wynalazcy zysków ze swojego pomysłu i napełnić kasę firmy, która tenże pomysł odkurzy i wdroży do produkcji kilkadziesiąt lat później, po wygaśnięciu praw wynalazcy. Patenty chronią wynalazki, przyznając twórcy monopol na korzystanie ze swoich pomysłów i czerpania z nich zysków. Mają jednak pewną zasadniczą wadę – ograniczenie czasowe. Zgodnie z prawem polskim oraz unijnym, czas trwania patentu wynosi 20 lat. Wynalazcy powinni na ten fakt zwrócić uwagę. Problemem może być nie tylko spóźnienie z opatentowaniem wynalazku, ale i zbyt wczesna rejestracja. Może się bowiem okazać, że opatentowany wynalazek na tyle wyprzedza swoją epokę, że nie jest możliwe lub opłacalne wdrożenie go do produkcji. A kiedy to się zmieni, patent zdąży wygasnąć. I wynalazca na swoim pomyśle nie zarobi.
Najlepszym przykładem jest patent na urządzenie obecnie znane powszechnie pod nazwą iPod. Zostało ono opatentowane już w 1979r. przez Brytyjczyka o nazwisku Kane Kramer. Miało znany dziś wszystkim kształt i przeznaczenie. Nazywało się „IXI”. Wynalazek został opatentowany. Niestety wyprzedził on swoje czasy aż za bardzo. Poziom technologii w latach 70-tych XX wieku nie pozwolił na realizację udanego pomysłu. W szczególności brak było rozwiązań umożliwiających zmagazynowanie w urządzeniu rozsądnej ilości muzyki. Pamięci flash i dyski twarde o dużej pojemności były wówczas jedynie pieśnią przyszłości. IXI mieściło zaledwie kilka minut nagrań. W efekcie pozostało jedynie ciekawym pomysłem. Rynek mobilnych urządzeń do odtwarzania muzyki padł wkrótce łupem Sony za sprawą Walkmana, a Kane Kramer pozwolił wygasnąć patentowi na IXI. Zapewne bez żalu. Pomysł po kilkudziesięciu latach odświeżyła firma z Cupertino z nadgryzionym jabłkiem w logo. Przyznała zresztą, choć nie od razu, że iPod opiera się wprost na pomyśle Kramera. I spija obecnie śmietankę, korzystając z odkurzonego pomysłu sprzed kilkudziesięciu lat.
Podobnych przykładów dostarcza branża motoryzacyjna. Koncepcję poduszki powietrznej opatentowano na początku lat 50-tych XX wieku. Patenty uzyskali wynalazcy ze Stanów Zjednoczonych oraz z Niemiec. Realizacja pomysłu i wdrożenie go do produkcji okazały się jednak nie lada wyzwaniem. Problemem były m.in. stworzenie mechanizmu wykrywania kolizji, szybkie napełnienie poduszki po zderzeniu czy wreszcie zapewnienie, ażeby wybuch poduszki… wywoływał mniejsze obrażenia, aniżeli sam wypadek. Dopiero na początku lat 70-tych na rynku pojawił się pierwszy seryjnie produkowany samochód wyposażony w poduszkę powietrzną. Volvo nie miało tego problemu z trzypunktowymi pasami bezpieczeństwa. Wynalazek Nilsa Bohlina został niemalże od razu po opracowaniu wdrożony do produkcji. Na szczęście dla nas wszystkich, Volvo zdecydowało się jednak podzielić wynalazkiem ze wszystkimi, w trosce o poprawę bezpieczeństwa. Czy ktoś z czytelników jest w stanie wyobrazić sobie podobną wspaniałomyślność ze strony głównych aktorów współczesnych wojen patentowych?
Jak widać, czas rejestracji wynalazku jest problemem dwojakiego rodzaju. Przede wszystkim chodzi o to, żeby ubiec konkurentów. Jednak czasem problemem może okazać się również zbyt wczesna rejestracja. Patent na wynalazek, który nie może zostać skomercjalizowany ze względu na stan techniki lub koszty, kokosów autorowi nie przyniesie. Jaki wniosek powinni z tego wyciągnąć wynalazcy? Może taki, że nie warto poświęcać zbyt wielkiego wysiłku na pomysły, które za bardzo wyprzedzają swoją epokę. Chyba że wyłącznie dla wyższych celów, kiedy potencjalne zyski nie mają znaczenia.
Photo by: Kane Kramer, sketch, 1979